niedziela, 10 kwietnia 2011

...




Dzisiejszy post będzie opierał się na modlitwach, które w ostatnim czasie znalałam i odmawiałam…

Ostatnio często zastanawiam się, czym jest nawrócenie… czy to, kim jestem dzisiaj…. A raczej zmiana jak się dokonała, czy to nawrócenie?… Przecież ja kiedyś, to nie ja teraz…
Wczoraj niosłam dary do ołtarza … niosłam hostie… i niosąc ją myślałam, kim jestem?
Kim jestem żeby mieć czelność nieść coś tak ważnego dla ludzi wykształconych… wierzących… Ja bezbożnik, który dopiero poznaje co to jest wiara…
Ale kiedy niosłam to miałam dziwny przebłysk przecież To małe „coś” za chwile stanie się Jezusem… To białe „coś” będzie namacalny Cialem…

Tak wiele staram się pisać o Bogu… ale tak naprawdę nie mogę o nim nic powiedzieć…
Nie znam Go… Modlitwa, którą się ostatnio modliłam to „ Bóg był bliższy mnie niż ja sam siebie” Leopolda Staffa… Poruszyły mnie słowa :

Wszystko się śmieje ze mnie, że Twą chwałę
Pragnąc poniżyć, rozwiać w ułud dymie,
Pisałem z głupią pycha przez b małe
Wielkie, potężne Twoje, Boga, imię…

tak mało szacunku okazywałam ludziom wierzącym…
począwszy od księży skończywszy na zwykłych ludziach…. Dziś patrząc ludziom oczy w kościele jest mi wstyd… rozmawiając z księżmi jest mi wstyd! Bo wiem jak strasznie źle się do niektórych odnosiłam… A Bóg?
Wiedziałam że Bóg jest ale zasada była prosta …
” Boże wiem ze jesteś … Ale ty idź swoja droga ja idę swoja droga… dobra rada nie wchodźmy sobie w drogę…”
Szczeniackie myślenie że Boga można wykiwać, oszukać i całkowicie zniszczyć…

Ostatnio natrafiłam na Ciekawą modlitwę… Często mam dziwne upadki wiary … często powątpiewam i upadam … I ta modlitwa w jakiś sposób nie pozwala mi upaść zupełnie… nie pozwala mi dotknąć dna…


Chrystusie….

Jeszcze się kiedyś rozsmucę,
Jeszcze do Ciebie powrócę,
Chrystusie…

Jeszcze tak strasznie zapłaczę,
Że przez łzy Ciebie zobaczę,
Chrystusie…

I taką wielką żałobą,
Będę się żalił przed Tobą,
Chrystusie…

że duch mój przed Tobą klęknie
I wtedy – serce mi pęknie,
Chrystusie….



Pamiętam mój pierwszy raz jak modliłam się tak naprawdę… Jak bardzo chciałam usłyszeć, już od zaraz odpowiedzi na moje pytania… ponad godzinna modlitwa… śmieszne bo pamiętam jak prosiłam Boga żeby w jakiś konkretny sposób pokazał mi że jest… hehe jakieś stukniecie pukniecie… mocniejszy podmuch wiatru… żeby udowodnił mi ze jest..
Dziecinnie strasznie…
Tak na koniec tak fajna opowieść…

Człowiek wyszeptał:
- Boże, przemów do mnie !
I oto słowik zaśpiewał.
Ale człowiek tego nie usłyszał, więc krzyknął:
- Boże, przemów do mnie !
I oto błyskawica przeszyła niebo...
Ale człowiek tego nie dostrzegł, rzekł:
- Boże, pozwól mi Cię zobaczyć.
I oto gwiazda zamigotała jaśniej.
Ale człowiek jej nie zauważył, więc zawołał:
- Boże, uczyń cud!
I oto urodziło się dziecko.
Ale człowiek tego nie spostrzegł.
Płacząc w rozpaczy, powiedział:
- Dotknij mnie, Boże, niech wiem, że Ty Jesteś tu.
Bóg schylił się więc i dotknął człowieka.
Ale człowiek strzepnął motyla ze swego ramienia i poszedł dalej.
Bóg jest wśród nas.
Także w małych i prostych rzeczach, nawet w dobie komputerów, więc człowiek płakał:
- Boże, potrzebuję Twojej pomocy!
I oto dostał wiadomość z dobrym słowem i słowami zachęty.
Ale człowiek usunął go i kontynuował płacz....

To historia każdego z nas…

A Ty zauwarzyłeś, że On jest przy Tobie?

jeśli nie to dobrze sie rozejrzyj i przestań płakać... Bo On tylko czeka aż w końcu go ujrzysz... On nie odpowie odrazu... Odpowei wtedy kiedy uzna ze jest Ci to potrzebne...

Ja dostałam swoją odpoweidz... I teraz rozumiem że popełniłma bład... Bo Boga nie wystawia się na próbę!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz